A jak akceptacja


Od A do Z w roli Mamy, czyli mój własny alfabet macierzyństwa, a zarazem mały cykl szczerych i często trudnych rozmów z samą sobą.

A jak akceptacja

Jedno z najtrudniejszych słów w moim alfabecie. Akceptacja siebie, otoczenia, sytuacji, które mnie spotykają i dotykają. Nie umiem, bardzo często. Czasami jej brak zatruwa mi życie. Czasami pozwala krytycznie spojrzeć na pewne sprawy i poprowadzić je zgodnie z samą sobą. W macierzyństwie często trudno mi zaakceptować siebie, częściej niż przed nim. Począwszy od rzeczy tak przyziemnej, jak akceptacja zmian jakie zaszły w moim ciele, jego postrzeganiu i funkcji, jaką teraz spełnia, po akceptację nowych sytuacji, codziennych trudności i moich błędów w nowej roli "bycia Mamą".  

Swoją fizyczność każdego dnia uczę się akceptować na nowo, bo to ciało dało mi Ją. I to o tym staram się myśleć patrząc codziennie w lustro. Zmieniło się, by ona mogła funkcjonować, istnieć, jeść. Choć czasami jest trudno, gdy czuję się tylko i aż Mamą, a już nie kobietą. Akceptacja zmiany trybu życia, która wydawała mi się najtrudniejsza, gdy jeszcze byłam w ciąży, okazała się być całkiem naturalna. Po prostu weszłam w nowy tryb, nie bez trudności, ale bez żalu. Jestem w nim i za nic nie wróciłabym do tego, co było przed Miśką. Nieprzespane noce, brak czasu dla siebie, życie w  biegu rodzicielstwa, wszystko to, to nic w porównaniu z profitem tego stanu - moim Maleństwem. Niestety zmęczenie daje o sobie znać w rożny sposób. Jednym z nich są napięcia między bliskim osobami. Tak łatwo popadać w konflikty, gdy w grę wchodzi dobro dziecka rozumiane w rożny sposób przez każdego z nas. A doradców nie brakuje. Tu jednak wyrażam sprzeciw i akceptuje tylko to, co daje mi pewność, że Miśce będzie zwyczajnie dobrze. Nie idę na kompromisy, gdy chodzi o mój największy Skarb. Nigdy i dla nikogo. Nawet Tatusia Misi. Dlatego często uczymy się akceptować siebie nawzajem od nowa. I ciągle od nowa. Mimo tylu lat razem. Jest jednak jedna rzecz, najtrudniejsza dla mnie. Jedna z tych, których nie da się zaakceptować, ani sobie przetłumaczyć. Bezsilność. Bezsilność, która dotyka mnie, gdy nie potrafię pomóc mojemu dziecku. Z całą resztą dam radę żyć. Z całą resztą sobie poradzę.


5 komentarzy:

  1. Czy nie jesteś troszkę dla siebie zbyt surowa? To normalne przecież, że nie wszystko nam wychodzi, nie zawsze możemy pomóc dziecku (mi zdarza się nawet szkodzić), nie zawsze będziemy mieć dobre i radosne dni z pełnią sił od rana do wieczora. Ważne jest to jak bardzo kochamy nasze dzieci i jak jesteśmy z nimi blisko podczas tych najpiękniejszych chwil w życiu :)
    A co do ciała to powiem szczerze, że moje 30kg w 3 ostatnie miesiące ciąży dało swoje, ale w końcu nie ma tego złego ;) Rozstępy też wyglądają pięknie, ale tylko wtedy, gdy je akceptujemy i wiemy, że nie w tym tkwi piękno, a w nas samych.
    Pozdrawiam!
    PS Czekam na dalsze posty!
    PS 2 Bardzo mnie zainspirował Twój alfabet :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) tak bardzo często jestem zbyt surowa dla siebie, mój Mąż też mi to powtarza. Zawsze chciałabym bardziej i lepiej, a nie zawsze się da... i właśnie uczę się to akceptować, choć nie powiem jest trudno ;)

      Usuń
  2. będę śledzić alfabet. też jestem zbyt wymagająca wobec siebie, też muszę zaakceptowac wiele zmian... a doradcy do dziecka... to mama wie, co jej dziecku najbardziej trzeba;) i tego się trzymajmy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaakceptować siebie jest trudno, ale trzeba nad tym pracować..

    OdpowiedzUsuń
  4. Też mam z tym problem. Ciało niestety nie jest takie jakie by się chciało więc poczucie kobiecosci ogranicza się do bycia Mamą. I tak samo, mimo to, bycie Mamą Misi jest ponad to wszystko piękniejsze i warte wszelkich poświęceń. Ciekawa jestem litery "B" :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...