54 dni. Niecałe 8 tygodni.
Rożne emocje mieszają się ze sobą. Łączą, dzielą i wirują w mojej głowie. Jest miejsce na wszystko. Na oczekiwanie łączące się z chęcią wzięcia jej po raz pierwszy w ramiona, ucałowania jej ślicznej buźki, usłyszenia pierwszego płaczu, oddechu... i na oczekiwanie łączące się z ogromnym strachem czy będzie zdrowa, czy będzie z nami szczęśliwa, czy damy jej wszystko czego potrzebuje, i czy ja podołam roli mamy, czy poradzę sobie... Wiem, że mam wokół siebie najukochańsze mi osoby, które będę mi pomagać i zrobią wszystko, by po prostu było dobrze, ale ja noszę w sobie ogromną i niewyjaśnioną potrzebę bycia dla Małej całym światem i to najlepszym z możliwych.
Rożne emocje mieszają się ze sobą. Łączą, dzielą i wirują w mojej głowie. Jest miejsce na wszystko. Na oczekiwanie łączące się z chęcią wzięcia jej po raz pierwszy w ramiona, ucałowania jej ślicznej buźki, usłyszenia pierwszego płaczu, oddechu... i na oczekiwanie łączące się z ogromnym strachem czy będzie zdrowa, czy będzie z nami szczęśliwa, czy damy jej wszystko czego potrzebuje, i czy ja podołam roli mamy, czy poradzę sobie... Wiem, że mam wokół siebie najukochańsze mi osoby, które będę mi pomagać i zrobią wszystko, by po prostu było dobrze, ale ja noszę w sobie ogromną i niewyjaśnioną potrzebę bycia dla Małej całym światem i to najlepszym z możliwych.
Z każdym dniem
czuję się coraz bardziej gotowa na jej przyjście, a zarazem coraz mniej. Bo chciałabym by zawsze była tak bezpieczna, jak w moim brzuchu. Uwielbiam, gdy ona tam jest i żadne dolegliwości ciążowe nie są
dotkliwe, gdy czuje jej ruchy, i tą więź, której w żaden sposób nie
umiem nazwać i opisać. Cały czas odczuwam ogromną potrzebę chronienia
jej mimo, iż nie ma realnego zagrożenia. No możne z wyjątkiem
porodu, bo ja jestem z tych co kontrolują i zawsze mają plan, a tu
nie mam wpływu na nic, na nikogo. I muszę zaufać, a nie potrafię.
I cały czas czekam na decyzję - cesarskie cięcie czy poród siłami
natury... i nie wiem, o co się modlić.
Budzę się rano i myślę czy to ciągle jestem ja, i czy jeśli to jestem ja, to czy przypadkiem gdzieś po drodze nie zwariowałam, czy możne to po prostu ciąża? Mój Mąż niestety też nie zna odpowiedzi, a obcowanie ze mną osiągnęło chyba dla niego poziom hard.
To chyba ciąża Nas tak zmienia. Po porodzie to Amelka stała się dla mnie całym światem i też dalej ją chronię przed wszystkim zagrożeniami tak jakby była w brzuszku.
OdpowiedzUsuńczyli ciąża nas tak zmienia i tak już zostaje, tzn. nie mam szansy na wyleczenie? hehe, biedna Miśka szykuje jej się nadopiekuńcza mamuśka ;)) Pozdrawiam cieplutko!
UsuńAh moja droga, wszystko się zmienia po przyjściu na świat tej małej istotki (u niektórych kumulacja hehe). Świat wiruje i już nigdy nic nie jest takie same. Mnie zajęło trochę czasu, żeby jakoś to wszystko ogarnąć. Chyba wstyd przyznać, ale dobre trzy miesiące miałam dni, kiedy ryczałam w poduszkę mając wszystkiego dość. Ale minęło i jestem szczęśliwa :-) buziaki!
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa otuchy :) będę się zgłaszała do Majerankowa po rady, gdy przyjdzie kryzys! Buziaki :))
Usuń