Szpital


Dzień pierwszy. 

Drugi stycznia. Zapamiętam ten dzień. To jeden z tych dni, którego nie sposób zapomnieć. Nie dlatego, że był wspaniały. Nie. Wręcz przeciwnie. Pojechaliśmy na wizytę kontrolną, a zanim się zaczęła, skończyła się w szpitalu... Moja Kruszynka. Myślałam, że ją stracę. Po pięciu minutach KTG w gabinecie ginekologa bicie serduszka zaczęło słabnąć... i z każdą sekundą słabło coraz bardziej. Moje Małe Kochane Serduszko. Biło tak cichutko. Tak rzadko. Tak wolno. Ciągle słyszę ten dźwięk...

15 minut później. Izba Przyjęć. USG. Serduszko bije już tak, jak powinno. Mocno, często, regularnie. Zostaję przyjęta na obserwację na Oddział Porodowy. Całą noc nie śpię, a w uszach pobrzmiewa mi ten najgorszy z możliwych dźwięków. Najstraszniejszy jaki Matka może usłyszeć. Dźwięk naszego Serduszka, ledwo słyszalny, słabnący... Myślałam, że ją stracę. Nie mogłabym jej stracić. Nie przeżyłabym tego. Nie przeżyła. I słowa Taty Misi: "Bardzo Was kocham. Oszalałbym gdyby coś  Wam się stało..." A ja ciągle mam w oczach łzy.

Dzień drugi. 

Poranne KTG. Kolejny spadek tętna. Mniejszy i krótszy. Wstępna diagnoza - spadki tętna spowodowane są naciskiem na żyłę główną dolną. Zalecenie - zakaz leżenia na plecach i prawym boku. Zostajemy przeniesione na Oddział Ginekologiczno-Położniczy.

Dzień trzeci. 

Poranne KTG w normie. Wieczorne - decelercja... W trybie natychmiastowym zostaje przewieziona na Oddział Porodowy. USG. Deceleracja nadal trwa. W końcu Małej wraca prawidłowe tętno. A ja... Ja nie wiem gdzie jestem, co się dzieje. Wielkie łzy rozpaczy znów płyną po moich policzkach. Trzęsę się jakbym leżała naga na mrozie. Jeszcze długo nie potrafię dojść do siebie. Zostaje na obserwacji. 5 godzin KTG i tylko jeden kilkusekundowy spadek. Lekarze twierdzą, że wszystko jest już dobrze, pod kontrolą, że nie mam się czym martwić, że dziecku nic nie zagraża, a ja do porodu naturalnego pozostanę w szpitalu. Lekarze odchodzą od diagnozy o nacisku na żyłę główną dolną. Wracam na Oddział Ginekologiczno-Położniczy.

Dzień czwarty. 

Dwa KTG w normie. Trzecie deceleracja. Kilkanaście sekund. Przychodzi lekarz. Wszystko wraca do normy. A ja już nie umiem znaleźć sobie miejsca. Mam złe przeczucia i czarne myśli. Nie wiem co dalej. A jeśli deceleracje powtarzają się, gdy nie jestem podłączona do KTG? Czy nasze dziecko mogło się już nie dotlenić, a my dowiemy się o tym dopiero, jak się urodzi? Czy jedynie obserwacja podczas kolejnych KTG, to nie za mało? Czy nie jest to tak naprawdę czekanie aż dojdzie do deceleracji tak długiej, że zagrozi jej zdrowiu i życiu? Czemu nie zrobią nam żadnych badań szczegółowych, może mała ma chore serduszko? Czuje się jakby oni igrali z życiem naszego dziecka! Czekają aż się nie dotleni albo serduszko w ogóle przestanie bić? Czuję się bezsilna. Lekarze mówią żebym się nie martwiła, że wszystko jest dobrze, że wystarczy obserwować... ale przecież nie jest dobrze, bo gdyby było pisałabym coś zupełnie innego w domowym zaciszu...

Dzień piąty. 

Za mną pierwsze KTG z dzisiejszych trzech. Było poprawne. Żadnych spadków tętna u Maluszka. Za to ja przez półtorej godziny miałam 6 skurczów dochodzących do 100. Wszystkie jednak bezbolesne. Rozwarcie na 1 cm. Czekamy... Kolejne dwa KTG bez zarzutów. Idziemy z Kruszynką spokojnie spać. Dobranoc.

Dzień szósty. 

Poranne KTG w normie. Godzina 9:00 obchód. Zalecenia - seria badań, w tym USG. Mała waży już 3050 gramów. Serduszko jest zdrowe i bije prawidłowo. Wody płodowe, pępowina, przepływy - wszystko w normie. Pani Doktor zapewnia mnie, że nie doszło do niedotlenienia. Kolejne badanie. Ordynator stwierdza, że Mała jest prawidłowo ułożona, a poród na pewno nastąpi wcześniej niż według spodziewanej daty z OM. Zaleca kolejne KTG za trzy dni oraz bezwzględne zgłoszenie się na Izbę Przyjęć w przypadku słabszego odczuwania ruchów. Wychodzę z gabinetu szczęśliwa, unosząc się kilka centymetrów nad ziemią. Nasze Małe Kochane Serduszko jest zdrowe! 

Wypisują nas ze szpitala. Godzina 14:00 jesteśmy już w domu. Czekamy na Tatuśka, który strasznie się za nami stęsknił... Misia i my



7 komentarzy:

  1. łzy ciekną mi po policzkach , czytająć twój post.trzymajcie się dziewczyny :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystko będzie dobrze, nie denerwuj się!
    Pozdrawiam --> http://wiolka44.blog.pl/

    OdpowiedzUsuń
  3. o Boże, to straszne, aż mam ciarki na plecach! Współczuję, mam nadzieje, ze teraz wszytko bedize dobrze, trzymam mocno kciuki za Twoją córeczkę!!! Dbaj o siebie, ściskam mocno!

    OdpowiedzUsuń
  4. To straszne co musiałaś przejść, z przerażeniem czytałam posta, dla matki to olbrzymi stres, na szczęście wszystko dobrze się skończyło. Trzymajcie się dziewczyny i oby już do porodu, obyło się bez takich "przygód".

    OdpowiedzUsuń
  5. Trzymajcie się dzielnie, ja trzymam kciuki i ściskam mocno! Będzie dobrze!!! :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Kochane, bardzo dziękuję Wam za te ciepłe słowa i wsparcie :* To wiele dla mnie znaczy. Staram się myśleć pozytywnie i wierzyć, że to się więcej nie powtórzy. Niestety wyobraźnia pracuje i co jakiś czas łzy cisną się do oczu ze strachu o naszą Iskierkę, a dziś w nocy bałam się zasnąć by nie przegapić momentu, gdy ruchy osłabną... Na szczęście Tatuś Misi ustawia mnie do pionu. Pewnie będę spokojna dopiero, gdy Mała pojawi się już po drugiej stronie brzuszka!

    Pozdrawiamy Was cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurcze... Odkąd to przeczytałam, ryczę jak najęta. To straszne. Przepraszam, trzymajcie się dzielnie :*

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...